Sposób na tubylców

To będzie banalne, ale prawdziwe: kiedy gdzieś jestem, lubię być traktowana przez tubylców jak NIE turystka. Czasami nie da się ukryć, że jestem nietutejsza. Na przykład w Turcji… blondynka, niebieskie oczy…  jeden Turek powiedział mi, że nawet, gdybym ubrała burkę, nikt by nie uwierzył, że jestem stąd… Ale zawsze robię co mogę, żeby wtopić się w otoczenie.

W praktyce wygląda to tak: idziemy sobie (dwie Polki) zobaczyć ruiny Świątyni Artemidy (jeden z siedmiu cudów świata; nawiasem mówiąc to właśnie tę budowlę spalił Herostrates, a zrobił to tylko po to, żeby zyskać sławę), aż tu nagle zaczepia nas dwóch chłopaków i próbuje wcisnąć jakieś książeczki o Efezie. Bardzo grzecznie i bardzo asertywnie odmawiamy i spokojnie podziwiamy cud (a właściwie to, co po nim zostało), a chłopcy zaczepiają innych turystów. W końcu się męczą i siadają w cieniu. Tak się akurat składa, że i my się właśnie wtedy męczymy, a cienia nie ma za wiele, więc siadamy obok Turków. Gadka-szmatka: ile książek dziennie sprzedają?, ile na tym zarabiają? czy to lubią?…. I dochodzimy do momentu, w którym pytamy: to może byśmy tak… jak przyjedzie następna wycieczka… my spróbowały posprzedawać?

Jasne! Jak uda Wam się coś sprzedać, damy Wam od tego 10 procent. O! Jest! Polacy. Idźcie – (ludzie, którzy żyją z turystów doskonale znają nazwy biur podróży i wiedzą z jakiego kraju który autokar przyjechał).

Dziewczyny, po co mi to? Nic nie kupię, ale muszę powiedzieć, że szybko się uczycie – chwaląc nasze zdolności szybkiego przyswajania tureckich sposobów na „wciskanie” wszystkiego, co się da turystom, polska wycieczka grzecznie odmawia zakupu. Przynajmniej próbowałyśmy. Znajomi naszych nowych kolegów śmieją się i uśmiechają, patrzą na nas już nie jak na przyjezdnych, których można oskubać, ale (prawie) jak na swoich. A ja czuję, że (prawie) jestem jedną z nich.

Pamukkale, Turcja

Pamukkale podobno znaczy Bawełniana twierdza. Przynajmniej tak piszą w każdym przewodniku. Nie znam tureckiego, więc nie mogę potwierdzić. Ale faktycznie z moich obserwacji wynika, że słowo kale pojawia się często przy okazji zamków.

Pamukkale to wapienne wzgórze a na nim naturalne baseny z wapienną mazią na dnie. Miejscowi przekonują, że kąpiel w nich odmładza o co najmniej 5 lat. Polecam! Woda cieplutka, jest płytko, co oznacza, że nie popływamy, ale poleżeć można.

Dojazd jest prosty. Trzeba tylko znaleźć stary dworzec autobusowy (eski otogar – tyle mi zostało z „nauki” tureckiego) w Denizli, a tam autobus do Pamukkale. Wstęp do „twierdzy” kosztuje 20 TRY (informacja z sierpnia 2012) i można tam siedzieć ile się chce. Czynne całą dobę.

I jeszcze jedna WAŻNA informacja: po Pamukkale chodzi się na bosaka. A to znaczy, że:

A)      1. Najlepiej wziąć lekkie buty, które będzie się nam łatwo nosiło w ręku albo torbie

B)         2. Warto pomyśleć o pedicure przed wyprawą ;)

Pamukalle

Euro 2012 w Turcji

Czy Wy też chcielibyście, żeby Euro 2012 trwało w Polsce bez końca? Żeby ludzie patrzyli sobie w oczy, uśmiechali się do siebie, żeby słońce świeciło i wszędzie wisiały biało-czerowne flagi?

Jest takie miejsce na Ziemi, w którym nasze Euro trwa cały czas. Turcja jest jak Polska w czerwcu 2012.

Turcja to uśmiech. Uśmiechają się wszyscy do wszystkich: młodzi do młodych… i do starszych, mężczyźni do kobiet,kobiety do mężczyzn, dzieci do dzieci, turyści do turystów i do tubylców,  Turcy do Polek i Polki do Turków.