Warszawa oczami Australijczyka

Życie na walizkach ma to do siebie, że nigdzie nie jesteś u siebie. Zawsze „w gościach”, pomieszkujesz, przesypiasz, a potem pakujesz się i ruszasz dalej. Moje niezdecydowanie między Warszawą a Majorką (bo innych części Polski ani Hiszpanii nie brałam przecież nawet pod uwagę) skończyło się próbą „ułożenia” sobie życia w ojczyźnie. Trochę pewnie pod wpływem pytań znajomych i nieznajomych „o normalne życie” (na liście pytań zadawanych przez gości pracownikom kurortów „co robisz w swoim NORMALNYM życiu?” zajmuje chyba pierwsze miejsce), trochę z potrzeby zamieszkania gdzieś na dłużej niż kilka miesięcy.  Ale od początku wiedziałam, że nawet po powrocie do Polski, tak zupełnie normalnie to wcale nie będzie. No i nie jest. Maj i czerwiec upłynęły mi na wyjazdach, w lipcu szykują się kolejne. W między czasie umowa wynajmu pokoju w Warszawie wygasła, a moim domem na kilka dni stał się hostel. Tani i skromny, ale w centrum. Mekka Ukraińców, ale i jeden Australijczyk się trafił. I o nim właśnie chcę Wam opowiedzieć.

Czytaj dalej „Warszawa oczami Australijczyka”

Życie na walizkach

Nic tak nie uczy kreatywności jak życie na walizkach.

Mieszkam to tu, to tam, ale wszędzie lubię czuć się jak u siebie i urządzać pokoje po swojemu (nie żebym miała więcej niż jeden pokój naraz). Najfajniejszy komplement, jaki usłyszałam o moich zdolnościach designerskich to taki, że pokój wygląda, jakby mieszkała w nim czarownica. Ja za to uważam, że moje pokoje wyglądają, jakby do India shopu wparowali projektanci Ikei i zaproponowali swoje praktyczne, tanie i proste rozwiązania wykorzystując hinduskie materiały i przedmioty.

Jak się urządzam, żeby nie wydać fortuny na meble, tkaniny i katalogi designerskie, a w dodatku zmieścić to wszystko do walizki? Najprościej mówiąc – wykorzystuję to, co mam akurat pod ręką i szukam nietradycyjnych zastosowań dla tradycyjnych przedmiotów.

Po pierwsze: chusty. Grzeją jesienią, a w ciepłe dni służą jako firanki, obrusy, drzwi szafy…

Jak to działa? Na przykład tak: idziesz na plażę, ale okazuje się, że zapomniałaś ręcznika. Co robisz?

A. Kupujesz ręcznik

B. Wracasz do domu po ręcznik

C. Kupujesz chustę

Jeśli odpowiedziałaś/łeś A lub B, to wcale mnie nie znasz. Prawidłowa odpowiedź to, oczywiście, C. Chusta w tradycyjne majorkańskie jaszczurki posłuży Ci za ręcznik na plaży, potem jako drzwi do szafy, a w odległej przyszłości jako prezent dla dalszej koleżanki, o której zapomniałaś kupując pamiątki.

Po drugie: mapy.

Bezpłatne, do nabycia w każdej informacji turystycznej. Można stosować jako obrazki na ścianach albo obrusy na stołach. Dodatkowy plus map jest taki, że mają w sobie dużo niebieskiego, a to mój ulubiony kolor.

Po trzecie: biżuteria i kolorowe pudełeczka.

Czasami zdobią Ciebie, czasami Twój pokój. Nic tak nie nadaje przytulnego klimatu jak bransoletki z koralików, przywiezione w kolorowych pudełeczkach, które potem służą za ozdobę na półce.

Po czwarte: pamiątki.

Poza wspomnianymi chustami, mogą to być: zapalniczki, torby z nadrukiem, (rozejrzała się po pokoju) proca. Słowem wszystko, co ma na sobie napis Mallorca. Nie dość, że ma zastosowanie praktyczne (no może poza procą, chociaż dawno się tak nie ubawiłam jak strzelając czereśniami w morze), to jeszcze zdobi Twój pokój, a po powrocie będzie Ci przypominało o Twojej podróży.

Po piąte: prezenty od dzieci.

Pod tym hasłem kryje się całe mnóstwo przedmiotów: szyszki, kamyki, muszelki, rysunki, okulary z papieru, patyczki, zdjęcia, pocztówki…

No i w końcu, nasz tytułowy bohater: WALIZKI.

Świetnie sprawdzają się jako półeczki na książki i szafy na ubrania. Przykryte chustą cieszą oko każdego dnia.

Podsumowując, wyposażenie wnętrza dzieli się na dwie kategorie: przywiezione z domu i zakupione na miejscu.

W tym drugim przypadku polecam materiały tanie i złej jakości; takie, które nie wytrzymają próby czasu i nie żal nam będzie się ich pozbyć po kilku miesiącach.

życie na walizkach