Historia sprzed lat opisana raz jeszcze
Czarna wołga po raz pierwszy
Grigorija poznałyśmy drugiego dnia nad Jeziorem Sevan. Kazał mówić do siebie po imieniu, chociaż był w wieku naszych dziadków. Wypytywał czy podoba nam się Armenia, na co wydobytym z odmętów pamięci rosyjskim odpowiedziałam: da, nravitsja, sprawiając naszemu nowemu znajomemu wielką radość. I właśnie wtedy Grigorij zaprosił nas do siebie. Trudno powiedzieć czy naprawdę chciał nas przyjąć w gościnę, czy tylko z kurtuazji rzucił: „mój dom zawsze stoi dla was otworem”. Niezależnie od jego intencji my postanowiłyśmy potraktować te słowa poważnie i na wszelki wypadek zapisałyśmy jego numer telefonu. Zapowiedziałyśmy, że odwiedzimy go następnego dnia, po czym staruszek wsiadł do swojej czarnej wołgi, na pożegnanie wyszczerzył w uśmiechu złote zęby i odjechał.